wtorek, 21 lipca 2015

Info.

Wybaczcie,że nie wstawiałam historii.Ale to nie tak,że zawiesiłam bloga .Po prostu rozdziały wstawiałam na wattpad'a .Jest wygodniejszy . Rozdziały pojawiają się tam wcześniej ...
Zapraszam was na wattpad silence

niedziela, 19 lipca 2015

2.Martwię się o Ciebie

ówią, że nie ważne co wydarzyło się wcześniej, że liczy się to co tu i teraz... Ale nie da się zapomnieć o przeszłości.
Przeszłość można porównać  do głębokich ran. Z czasem się zagoją ale pozostaną blizny... Blizny przeszłości...
-To twoja wina! - krzyknęła ciotka - To przez Ciebie Molly i James nie żyją
Do moich oczu napłynęły łzy. Nie wierzę w to co usłyszałam.
Nigdy przez myśl nie przeszło mi, że usłyszę coś takiego z ust Kate.
Prawdą jest to, że z ciotką kłóciłyśmy się często. Nie obyło się bez ostrych zdań. Ale nigdy nie spodziewałam się... Tego
Kobieta przytknęła dłoń do swoich ust.  - Megan kochanie. Przepraszam. Nie miałam tego na myśli
-Nie chcę tego słychać
Zabrałam z blatu telefon i pobiegłam do lasu znajdującego się kilkadziesiąt stóp od mojego domu.
Gdy tylko do moich nozdrzy dotarł zapach  mchu dałam upust emocją i pozwoliłam spłynąć łzą.
Czy to prawda? Czy to przeze mnie moi rodzice zginęli? Dlaczego ja nie mogłam mieć  takiego szczęścia? Dlaczego to ja nie mogłam umrzeć?
Starłam łzy skrawkiem wiśniowej bluzy. Bez efektu bo pojawiły się nowe stróżki łez, którym zaczęło towarzyszyć głośny szloch. Stąpałam po miękkim mchu. Potykając się o własne nogi. Panujący mrok utrudniał mi orientację w terenie.
~~
Wiosenne noce były zimne, zwłaszcza w Londynie. Objęłam się  i zaczęłam pocierać dłońmi ramiona aby dostarczyć choć trochę ciepła.
Mogłam wrócić do domu ale nie chcę nie potrafię wolę zostać tu i zamarznąć.Usłyszałam za sobą coś co można  porównać do prychnięcia tylko o wiele głośniejsze. Przyspieszyłam kroku co było błędem bo potknęłam się o wystający kamień. Opadłam na zimne runo. Nie próbowałam nawet wstać. Nie miałam zamiaru... Nie miałam siły...
Podkuliłam nogi i objęłam je ramionami. Popadłam w szloch. Nie wiem kiedy znalazłam się w krainie Morfeusza
Kate Pov*
Megan nie wraca już od trzech godzin. Zaniepokoiło mnie, że nie odbiera ode mnie telefonu. Wiem, że ona nie chcę mnie widzieć... To co powiedziałam było okropne to był po prostu przypływ emocji. Wybuchłam i nie kontrolowałam tego co mówię. To było złe. Zdaje sobie z tego sprawę.
Po kolejnych nie odebranych połączeniach zadzwoniłam na policje.
*
Na asfaltowym podjeździe  stał już czarny samochód komendanta James'a. Mężczyzna poinformował mnie, że policja wszczęła poszukiwania. I kazał mi się uspokoić.
Zawiał mocny, chłodny wiatr co zmartwiło mnie jeszcze bardziej. Megan wyszła w samej bluzie. Ulica była opustoszała, a ciszę przerywał  jedynie  szum liści. Gdy miałam zaprosić komendanta do środka zza krzaków wyszedł Zayn z Megan w ramionach.
-O mój Boże! - Pobiegłam do chłopaka - Zayn gdzie ją znalazłeś? Czy wszystko z nią jest w porządku? Dlaczego nie zadzwoniłeś? - Zasypałam mulata pytaniami
-Wszystko dobrze. Megan żyje nic jej nie jest. Znalazłem ją w środku lasu jest zmarznięta nic poważniejszego.
James odwołał jednostki. Zaprosiłam chłopaka do środka i poprosiłam Zayn'a aby położył Meg w łóżku. Gdy chłopak zbiegł po schodach zaczęłam mu dziękować
- Pani Walker najważniejsze, że nie stało się nic poważnego Megan. To jest najważniejsze.
A teraz przepraszam ale muszę już wracać. Dobranoc proszę pani.
*
*
*
Poprawiłam swoją torbę na ramieniu gdy znalazłam się pod drzwiami szkoły. Wzięłam trzy głębokie wdechy zanim otworzyłam drzwi. Wbiegłam po schodach i podeszłam do szkolnej szafki. Ściągnęłam kurtkę następnie wrzucając ją do środka. Gdy byłam już gotowa na lekcje sięgnęłam do szafki aby ją zamknąć ale ktoś mnie ubiegł trzaskając mocno drzwiczkami na co odskoczyłam wystraszona. Odwróciłam się napotykając wściekłego Louis'a. Wszyscy uczniowie zaprzestali wykonywanych teraz czynności i patrzyli się na nas.
-Czy możesz mi do cholery jasnej wyjaśnić dlaczego nie wróciłaś do domu? - zapytał składając ręce na klatce piersiowej.
-A co Kate już zdarzyła Ci się poskarżyć? - zapytałam beznamiętnie. Nie miałam zamiaru się z nim kłócić więc chciałam jak najszybciej znaleźć się pod salą ale zatrzymała mnie dłoń Louis'a, którą położył na moim ramieniu
-To nie ważne. Możesz mi odpowiedzieć? - zapytał zaciskając usta w wąską linie
-Louis proszę nie zmuszaj mnie. Nie chcę o tym gadać
-Ale Kate powiedziała...
-No właśnie. I to jest problem, że Kate powiedziała. Ty jej słuchasz, a wyobraź sobie, że to, że nie wróciłam było tylko i wyłącznie z jej winy - Podniosłam lekko głos
-Nie rozumiem - Chłopak zmarszczył brwi z nie zrozumiałym wyrazem twarzy - Meg nie bądź na mnie zła. Martwię się o ciebie. Nie chcę aby Ci się coś stało rozumiesz? Jesteś dla mnie ważna. Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś Ci się stało. Jesteś moją siostrzyczką, więc nie dziw się, że się tak troszczę. Kocham Cię Wtuliłam się w tors Louis'a zaciągając się zapachem jego perfum. Tomlinson objął mnie w talii przyciągając do siebie.
Nie doceniam tego, że go mam. Jest przy mnie zawsze. Potrafi mnie wysłuchać. Zawsze doradzi. Nie potrzebujemy słów by siebie rozumieć. Potrafimy siedzieć w ciszy ale miło spędzamy czas.
Mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
*
*
*
*
*
Lekcja informatyki. Jedna z najnudniejszych lekcji. Pan Simpson mówi o Excelu  A po co komu  to potrzebne?  Przeglądałam właśnie Twittera do czasu aż w rogu ekranu pojawiła się migająca koperta. 
Masz wiadomość od :Louis
Louis: Hej Megan, mam dla ciebie nowinę.
Obrazu zerknęłam dwie ławki dalej i napotkałam mojego przyjaciela, który się głupio szczerzył
Megan: Daj mi spokój, proszę cię. Próbuje skupić się na wykładzie Pana Simpsona.
Louis: Hmm zastanawiam się dlaczego... Może to te wielkie niebieskie oczy, za którymi przepadają wszystkie dziewczyny.
Megan: Nie. Coraz bardziej interesuje mnie Excel. Jest naprawdę świetny. Można usiąść i obliczyć nim wszystko wciągu jednego weekendu.
Louis: Rany, robi się z ciebie nudziara.
Megan: ŻARTOWAŁAM, IDIOTO!
Nienawidzę tego cholerstwa. Od samego słuchania robi mi się papka z mózgu.
Louis: Czyli nie chcesz znać nowiny?
Megan: Nie.
Louis: I tak Ci powiem
Megan: A więc co to za wieści Louis:Zayn przestał być prawiczkiem.
Louis: Halo? 
Louis: Jesteś tam jeszcze?
Louis: Megan daj sobie spokój, nie świruj!
Megan: Przepraszam. Chyba spadłam z krzesła i straciłam przytomności. Miałam jakiś koszmar, w którym powiedziałeś mi, że Zayn przestał być prawiczkiem.
Louis: To nie był sen.
Megan: Z skąd wiesz?
Louis: Powiedział mi.
Megan: Cooo ?  Louis nie chcę znać krwawych szczegółów. Haha
Pan Simpson: Oboje macie natychmiast zgłosić się do biura Pana dyrektora.
Megan: CO? O RANY, PROSZĘ PANA JA NAPRAWDĘ PANA SŁUCHAM!
Pan Simpson: Megan, przez ostatnie piętnaście minut nic nie mówiłem. W tej chwili powinnaś zajmować się rozwiązaniem zadania.
Megan: No tak. Ale to nie moja wina. Louis ma na mnie zły wpływ. Zawsze przeszkadza mi w skupieniu się na lekcjach.
Louis: Po prostu miałem coś bardzo ważnego do powiedzenia Megan i to naprawdę nie mogło zaczekać.
Pan Simpson:Właśnie widzę. Możecie mu pogratulować.
Louis: Eee... skąd Pan wie, o co chodziło?
Pan Simpson:Jeżeli oboje słuchalibyście od czasu do czasu tego, co mam wam do powiedzenia, nauczylibyście się wielu pożytecznych rzeczy. Na przykład tego, jak wysyłać prywatne wiadomości, żeby nie mogli ich przeczytać inni.
Louis: Chcę Pan powiedzieć, że wszyscy w klasie wiedzą, o czym rozmawialiśmy?
Pan Simpson: Otóż to.
Louis: O Boże.
Megan: Ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha
Pan Simpson: Megan!
Megan: Tak, proszę pana
Pan Simpson:Natychmiast wyjdź z klasy
Louis: Ha ha ha ha ha ha
Pan Simpson: Ty też, Louis.
*
*
*
Majowy wieczór. Liście szumią przez wiejący zimny wiatr. Niebo tej nocy było bezchmurne, a księżyc był w pełni. Piękny widok chodź dla niektórych może przerażający. 
Ulice były opustoszałe żadnego samochodu czy też człowieka. Ta jakże zakorkowana ulica teraz była odludziem. Jedyny dźwięk wytwarzają moje buty, które stykają się z asfaltem. Gdy skręcam w uliczkę za Starbucksem dostrzegam dwóch mężczyzn. Stawiam kilka cichych kroków do przodu. Zauważam, że chłopak który dociska faceta do ściany ma loki co od razu kojarzy mi się z Harry'm. W miarę gdy podchodzę bliżej potrafię usłyszeć ich rozmowę. 
-Jeśli komuś powiesz to Cię zabije rozumiesz to kurwa Bradley?! 
Ten głos... 
-Styles przecież oboje wiemy, że jesteś potulny jak baranek - wyśmiał go przyparty do muru chłopak. 
Styles?!

czwartek, 5 lutego 2015

Ogłoszenie:Rozdziały

Padło pytanie o kolejny rozdział.Postanowiłam,że  w tej notce wszystko wam wyjaśnię :)
A więc...Wraz z Emi ustaliłyśmy,że rozdziały będą pojawiały się (chyba) co  sobotę.
Ale nie jestem pewna czy tak zostanie.Rozdziały mogą pojawia się nieregularnie,bo my też
mamy czasami napięty grafik i możemy nawalic ;)

niedziela, 1 lutego 2015

Part 1



 Zacznijmy od początku. Pierwsze lata mojego życia były wspaniałe,  szczęśliwa rodzina, wielki dom, żadnych problemów, chociaż nie, może jeden. Moi rodzice uwielbiali… się bawić… przekraczali wszystkie granice, nie tylko swoje, moje też.  Siódmy rok  mojego życia był najgorszy, wtedy mi się tak wydawało, teraz wiem, że był tylko jednym z najgorszych.  Podczas powrotu do domu z mocno zakrapianych urodzin najlepszej przyjaciółki mamy, zdarzył się wypadek, zginęli, tata, mama i ja? Nie ja nie miałam tyle szczęścia, po tym nieszczęściu byłam 2 lata w śpiączce. Po bolesnym, cholernie bolesnym wybudzeniu popadłam w depresje. Czasem pojawiały się różne głosy w mojej głowie, złe i dobre, męczą mnie też koszmary, do dziś mnie meczą… W wieku 10 lat trafiłam do zakładu psychiatrycznego. Po trzech latach wyjechałam z ciotką do Londynu. Zaczęłam nowy rozdział w życiu. Niestety zabliźnione rany po najgorszych pięciu latach mojego życia zostały. Po wyjeździe...zyskałam przyjaciół. Ale żadne z nich nie zna całej prawdy o moim życiu przed przyjazdem tutaj. Jestem Meggan Ross, mam 15 lat i mam jakiś dar, którego nie rozumiem nawet ja.
 *
*
*
*
*
*
*
 Zamknęłam szkolną szafkę w tej samej chwili poczułam jak  silne ramiona oplotły moje ciało
-Dzień dobry Louis'ku- Odwróciłam się do przyjaciela i go objęłam.
 -Dzień dobry Meguś- Odpowiedział jak zawsze uśmiechnięty Lou. Resztę przerwy spędziłam na wysłuchiwaniu” jak to było fajnie na  wczorajszej  imprezie”. Louis jest moim najlepszym przyjacielem. To on pierwszy się do mnie odezwał gdy dwa lata temu, zaczęłam naukę w Truman High School i od tamtego czasu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Minęło osiem godzin nauki, a na mnie czekały jeszcze konsultacje z biologii. Moje szczęście jak zwykle mnie nie zawiodło (wyczuwasz ten sarkazm?)bo się spóźniłam . -Dzień dobry Panie Hutcherson. Przepraszam za spóźnienie -Powiedziałam niepewnie. Rany nie lubię tego faceta.
-Panienko Ross mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz- Uśmiechnął się kwaśno i kontynuował -No dobrze usiądź z hm… Panem Styles’em  i zaczynamy.
 Co?!? Mam nadzieje, że Hutcherson zdaje sobie sprawę?!? To przecież może się skończyć  naprawdę źle?!
20-letni Pan Harry Styles, szkolny play boy. Nikt nie wkurza mnie bardziej niż on! Chodził z prawie każdą  laska i dziewczyna w naszej szkole… Rozejrzałam się po klasie licząc na to ,że znajdzie się jakieś inne wolne miejsce. Niestety nie!? Został tylko ten idiota! Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam, aby zająć miejsce w ławce obok znienawidzonej osoby. Wyjęłam granatowy zeszyt z białymi kropkami  z torby i zaczęłam posłusznie notować słowa nauczyciela.
-Witaj Meggan- słyszę delikatny szept.  Jak on w ogóle śmie, się do mnie odzywać ?!
 -Odpuść sobie Styles. Nie jesteś w moim typie- Zaczęłam udawać, że jestem skupiona, z nadzieja, że wreszcie się odczepi.
 -Każda dziewczyna chcę mieć niegrzecznego chłopaka, który będzie grzeczny tylko przy niej-mówi z łobuzerskim uśmiechem
-Każda dziewczyna chce mieć po prostu napalonego faceta- mówię do niego pół głosem, po chwili mowie z dezaprobatą- czy Ty naprawdę myślisz tylko o jednym?!
-Może -mówi z przekąsem-ale widzę, że to nas łączy.
-Uhggg- wydaje z siebie niczym zwierze dźwięk bojowy
-Powiedz mi, kochanie, czemu Ty mnie tak cholernie nie lubisz?- Zapytał z niewinnością małego chłopca, a potem przegryzł mocno swoją dolną wargę i spojrzał się na mnie spod swoich długich czarnych jak węgiel rzęs… Meggan ogarnij się!!!Czy on naprawdę myśli, że to na mnie działa ?! Phi!… No może …ale to tylko trochę!
-Ty już bardzo dobrze „skarbie ‘’ wiesz –mowie zdenerwowana i oburzona własnymi myślami
-Nie do końca, objawisz mnie piękna?!
-Nie licz na to matole, zajmij się lekcja- próbuje zgrywać dorosłą i niezainteresowana, patrzę na nauczyciela i próbuje notować jego słowa, widzę ze obserwuje mnie swoimi szmaragdowymi oczami, jego pięknymi oczami… Ross! Ziemia! Ogarnij się, to obleśny podrywacz, przespał się z połowa dziewczyn z naszej szkoły, nie wygłupiaj się on nie jest dla Ciebie to tylko jakiś debil nie jest Ciebie wart nie wie o Tobie nic nie wie co czujesz, czułaś  może ja już nic nie czuje może to tylko złudzenia… może ja już umarłam może mi się to wszystko śni, może taka naprawdę umarłam z moim rodzicami, może to ja umarłam  a nie oni, może tak wyglądają zaświaty, co się ze mną dzieje czemu ja?! Czuje jak słone łzy napływają do moich oczu, nie mogę się teraz rozpłakać!!! On mi się przygląda ! Nie mogę tego zepsuć musi myśleć ze jest twarda, taką udaje , musi się wszystkim wydawać, ze tak jest!!! A nie jest?
Nie wiem… Notuje dalej…
-Lecisz na mnie maleńka- mówi z uśmieszkiem malującym się sarkastycznie na jego pięknej twarz…
-Uważaj żebym Cie nie przeleciała… -mowie zdenerwowana, czemu to czuje? Czemu czuje się zdenerwowana?
*
*
*
Wychodząc za tłumem rówieśników z sali, żegnam się z Panem Hutcherson’em.
Przed sala czeka już na mnie mój przyjaciel z uśmiechem wymalowanym  na całej jego pięknej twarzy.
-Idziemy?- pyta słodko.
-Bardzo chętnie- odpowiadam udając znudzoną, a tak naprawdę wypatruje mojego okropnego kolegi z łatwi. Nigdzie nie widzę jego loczków, czyżby wyszedł przede mną? Może nie chciał mnie już widzieć…  Czemu ja w ogóle o tym myślę?!
-Jak sobie Pani życzy- odpowiada szczerząc się do mnie jeszcze bardziej. Nagle zza moich pleców słyszę stłumiony śmiech a za nim głośne słowa…
-Nie bój się stary i tak nie poruchasz- krzyczy z przekąsem Harry.
Widzę jak Louis napina mięśnie całego ciała. Jego oczy… zaczęły się zmieniać z jego delikatnych błękitnych oczu powstał najpierw ciemny odcień niebieskiego, który zamienił się w czary jak smoła odcień, a następnie w odcień lipowego miodu, co się dzieje?
-Ai grija Inami…- odzywa się szeptem Harry
Co, co się dzieje?
Mrugam powiekami, gdy znów zwracam twarz ku Louis’owi ponownie widzę jego śliczne chabrowe tęczówki. To wszystko trwało tylko parę sekund, OCZY, SŁOWA HARR'EGO, POWRÓT DO NORMALNOŚCI… to wszystko trwało jedną chwile, inni nawet nie zdarzyli odwrócić się w nasza stronę… Nagle poczułam się obserwowana, wszyscy patrzyli na mnie i oczywiście na dwóch przystojniaków, pomiędzy którymi teraz stałam, zauważyłam jak chłopcy mierzą się wzrokiem… szturcham Louisa w rękę, widzę ze wraca na ziemie, to dobrze…? Nim się orientuje łamie mnie za moje marne mięśnie ramienia i ciągnie za sobą, spuszczam głowę i posłusznie idę tam gdzie mnie prowadzi, odwracam się tylko i spostrzegam jak chłopak z czarnymi lokami obserwuje nas, patrzy prosto na mnie. Gdy nasze spojrzenia się spotykają Louis nagle szarpie mnie mocniej i jestem zmuszona skierować twarz przed siebie….
*
*
*
-Chcesz jechać do biblioteki?- pyta mnie beznamiętnie Louis, patrząc na drogę.
-Nie, dziękuje…- odpowiadam przestraszona, nie chce taka być! Poprawiam się na fotelu obok kierowcy i próbuje nie być przestraszona… Opieram czoło o lodowata szybę i przyglądam się zmieniającemu się krajobrazowi… Próbuje zatrzymać denerwująca, fale pytań, która sprawia, że nie mogę się na niczym skupić…
-…lekcje?- chwila co? Chyba udało mi się nie myśleć, tylko dlaczego właśnie w tej chwili kiedy mój przyjaciel coś do mnie mówił?!
-Słucham? -mowie cicho
-Znowu mam powtórzyć?- mówi zdenerwowany, zaciskając zęby- To będzie już trzeci raz!- aż tak ze mną źle?
-Wybacz…- odpowiadam skruszona
-Pytałem czy miałaś z nim lekcje...-mówi cierpliwie.
-Tak… Musiałam siedzieć z nim w jednej ławce…- marudzę cicho
-Gadał coś w „JEGO STYLU”? Czy coś?- mówi tak jakby, rozśmieszony…? To chyba dobrze ze już się nie złości, czy coś…
-Jeśli do obrażania można zaliczyć zarywanie do mnie to owszem…- mowie pochmurnie-powiedział do mnie mała…- może by puścić jakiś żart to się uśmiechnie.
-Tak sobie pomyślałam ze mała to jest jego pała-mowie przez łzy ze śmiechu, tym razem się nie pomyliła, taki obraz Harr'ego najwyraźniej bardzo się podobał Louisowi, mi zresztą tez!
*
*
*
Siedzę w pokoju,  patrzę przez okno na mrok otaczający moja kamienice, obserwuje ludzi trzymających się za rękę, całujących się, przytulających po prostu okazujących sobie miłości , ciekawe czy wszystkich tych ludzi miłość jest szczera czy nie kłamią, nie udają tylko po to żeby uzyskać coś czego zdobyć inaczej nie mogą… Chce mieć kogoś na śmierć i życie, kogoś prawdziwego, szczerego, przy kim nie będę musiała udawać kogoś kim nie jestem, nie będę musiała zakładać swojej maski, nie będę musiała być twardzielka -udawana twardzielka choć na chwile, czy to możliwe? Czy dam rade? Jest mi to przeznaczone? Zasługuje na to ? Może nie? A może…? Co mam zrobić? Jak rozpoznać miłość swojego życia, tego jedynego,  mężczyznę, który mnie obroni przed… śmiercią…
Oczy mi się mimowolnie zamykają, widzę mrok, przestaje panować nad swoim ciałem. Co się dzieje? 

Biegnę przez las, uciekam przed „berkiem”, którym jest moja mama, słyszę jej słodki śmiech, widzę jej piękny uśmiech, samach chichocze. Jestem małą dziewczynką mam na sobie czerwoną sukieneczkę, a na głowie wianek z rumianku, śmiejąc się biegnę, uciekam przed mama, nie chce przegrać gry! Nagle słyszę pisk opon i przeszywający moje serce na wylot, krzyk mamy. Staje w miejscu, rozglądam się, nie wiem gdzie jestem, patrzę na samą siebie, w tafli jeziora którego tu wcześniej nie było widzę siebie. Moje czarne włosy, śniadą cerę,  ulubiony bordowy sweterek i czarne powyciągane jeansy które mam już od dobrych paru lat… rozglądam się dookoła, widzę lasy rozciągające się wokół pięknej szafirowej wody. Zamykam oczy. Otwieram. Otaczają mnie drzewa, już nie ma tu jeziora… Gdzie jestem? Jak mam wrócić… do siebie…? Moją uwagę przykuwają dwa bursztynowe kamyczki  leżące za paroma choinkami, niemalże świeca… Podchodzę bliżej, nagle widzę Louis’a. O matko! To dobrze, nie jestem tu sama, jestem bezpieczna, podchodzę pomiędzy kłującymi mnie …w serce?... Gałęziami świerku, już chce mu się rzucić na szyje, kiedy nagle zamiast mojego przyjaciela widzę wielkiego wilka. Staje znieruchomiała tym co widzę, próbuje się nie ruszać tak jak było napisane w podręczniku do przetrwania w puszczy, niestety nie udaje mi się, zwierze mnie bardzo dobrze widzi i chyba mnie uważa za swoją ofiarę, wiec… cóż biorę nogi zapas!
Biegnę najszybciej jak tylko mogę przed siebie nieważne gdzie, oby jak najdalej od potwora który mnie ściąga. Nagle zwalniam tępo żeby spojrzeć czy jest za mną, nie widzę go, gwałtownie się zatrzymuje żeby odpocząć. Staje w rozkroku, kładę ręce na kolanach i próbuje oddychać… Wdech… Wydech… Wdech… Wydech… Prostuje się. Chyba jestem tu bezpieczna… Wypowiadając te słowa w myślach, słyszę jak ciężar ogromnego psa, uderza o delikatne runo. Odwracam się i biegnę, znów zwiewam przed tym potworem. Uciekam najszybciej jak tylko mogę, ale nie mam już tyle siły co wcześniej, słyszę jak monstrum mnie dogania. Jego gorący oddech delikatnie muska moje zimne, spragnione miłości ciało… Co mnie do cholery tak naprawdę goni? Łomocze mi serce, w piersi, niemalże zaraz mi wypadnie. Nie zauważam wielkiego wystającego korzenia, którego powinnam przeskoczyć. Potykam się o niego i z hukiem upadam. Oglądam się przez ramie i widzę ze już prawie skacze na mnie bestia i rozszarpuje mnie na małe kawałki … Gdy wilk jest już w locie by na mnie skoczyć, nagle jakiś drapieżnik, z przeciwnej strony skacze na Louis’a , przewraca go na ziemie z której skoczył…


To tylko sen, spokojnie. Czuje jak nie mogę oddycha, próbuje się uspokoić, powoli oddychać, to sprawi ze zwolnię prace serca. Podciągam nogi pod brodę, kładę głowę miedzy kolana… Na myśl przychodzą mi coraz to gorsze myśli, nie umiem się wewnętrznie uspokoić, do oczu napływają mi gorące łzy.
-Mama- szepcze zduszonym głosem, czuje jak prawie wrzące strumienie rozsądzają mi oczy, nie mogę oddychać, nie mam już siły płakać, skończyły mi się łzy, wszystko wydaje się być takie bez sensu, takie czarne… Idę przez tunel, gdy do niego wchodziłam słyszałam ze mogę znaleźć światełko, za którym musze iść ono doprowadzi mnie do świtu… Nigdzie nie ma owej światłości… A może ja oślepłam dlatego go nie widzę… Czemu go nie ma? Ludzie po czterdziestce popadają w depresje… Ja nie mam nawet 20 lat, a nie mam siły, nie mam siły jutro wstać i udawać szczęśliwej przy wszystkich… Przepraszam… Nie mam już sił…
Po zmarnowanych paru godzinach na siedzeniu w pokoju i płakaniu w poduszkę, decyduje się wyjść z pokoju, ale tylko żeby się umyć i móc iść spać, zakończyć ten beznadziejny sen, chce już po prostu zasnąć…
Wchodzę pod prysznic, puszczam gorącą wodę która delikatnie pięści moja naga skórę, biorę parę głębokich wdechów i dopiero później zaczynam się być, wyciskam trochę pachnącego maliną żelu i wcieram go w ciało… Napawam się przyjemną ciepłą wilgocią i relaksuje się… Wszystkie myśli krążą wokół mnie, a ja nagle nie myślę… Wszystkie pomysły, marzenia, troski omijają mnie… Aż nagle, coś łapie mnie za serce na same pytanie w głowie „kto był moim obrońcom?”… 

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Ogłoszenie

Od dziś w pisaniu "Silence" będzie pomagała mi moja przyjaciółka, Emi :) mam nadzieje, że spodoba wam się jej ingerencja w życie naszej stronki :)

wtorek, 23 grudnia 2014

Zwiastun

Jest już zwiastun :D został zrobiony przez stronę Trailer-Markers za co bardzo dziękuje  :)
Miłego oglądania,a pierwszy rozdział pojawi się już nie długo.
Zwiastun

wtorek, 25 listopada 2014

Prolog



19 grudnia .... Parę lat temu w tym dniu zginęli moi rodzice...w  moim przypadku skończyło się tylko na 2 letniej śpiączce... niestety, tata i mama nie mieli tyle szczęścia...
Gdy się obudziłam zaczęły się koszmary... Słyszałam głosy...

Depresja przyszła szybciej niż się tego spodziewałam...
Żyletka wydawała sie być moja jedyną bronią na impulsy ze strony brutalnej rzeczywistości...